sobota, 3 stycznia 2015

Od Vazqueza

Podróżowałem po pustyni bez celu po prostu przed siebie ciągle nucąc jakąś skoczną piosenkę. Nagle wyczułem że jestem na terenie jakiejś watahy. Nie było mnie tu jeszcze- pomyślałem z uśmiechem i nabrałem dużo powietrza w płuca. Uaktywniłem pół smoczej mocy i poczułem, w powietrzu iż te tereny są przesiąknięte "złymi intencjami" jak ja to nazywam. Szybko analizując sprawę: szansa na spotkanie demona bądź innej przepełnionej złem istoty, być może zwiedzanie katakumb i walka z wilkami żerującymi na zniszczeniach innych watah. Jednym słowem- będzie zabawa. Wyszczerzyłem się sam do siebie i wzbiłem się w powietrze na czarnych skrzydłach. Z lotu ptaka rozejrzałem się po owych terenach i zobaczyłem dziwne kolumny. Podleciałem do nich i zacząłem krążyć nad nimi. Dostrzegłem na nich wyryte jakieś ZNAKI. Wylądowałem na jednym z wielkich słupów. Rozejrzałem się w poszukiwaniu wrogów, na razie teren czysty. Zeskoczyłem z kamiennej budowli i tuż przed ziemią rozpostarłem skrzydła delikatnie lądując na ziemi. Skrzydła zniknęły a ja znowu zmieniłem kolor sierści. Przyglądałem się znakom na jednym boku pierwszej kolumny i z lekkim rozczarowaniem zdałem sobie sprawę z tego, iż ich nie rozumiem. Wzruszyłem ramionami i odwróciłem się do następnego słupa. Sprawa się powtórzyła. Ehh... chyba nie jest mi dane dowiedzieć się co jest tu napisane. Spojrzałem w niebo- za niedługo zapadnie zmrok. Mam jeszcze czas na zwiedzanie tych mrocznych terenów. Ruszyłem przed siebie trzymając nos przy ziemi i węsząc coś ciekawego. Na razie nic nie czułem, aż tu nagle... Ała!! Wlazłem pyskiem w jakieś kaktusy. Usiadłem i złapałem łapami za swój pysk.
- No wiesz!!- krzyknąłem- Mogłeś ostrzec, że tu rośniesz!!- zaśmiałem się
Wstałem i potrząsnąłem głową. Znowu ruszyłem przed siebie także z nosem przy ziemi. Idę, idę, idę... i w końcu coś się wydarzyło!! Wpadłem na kogoś i sturlaliśmy się z małej górki. Leżałem jeszcze chwilę i nasłuchiwałem. Nic nie było słychać. Wyskoczyłem na proste łapy i obejrzałem się za siebie. Siedziała tam baaaardzo piękna biała wilczyca i patrzyła się na mnie. Otrzepałem się i z wielkim uśmiechem powiedziałem:
- Przepraszam, nie patrzyłem przed siebie- zaśmiałem się- Cześć jestem Vázquez- podałem jej łapę- a ty?
- Vex, co taki radosny wilk jak ty robi na...- przerwała gdy nagle zza pleców wyskoczył na mnie jakiś duży wilk
Spojrzałem na niego: dobrze zbudowany czarno-czerwono-biały wilk z żółtawą brodą i czerwonymi oczami wpatrującymi się we mnie groźnie. Uśmiechnąłem się i spróbowałem wyrwać mu się ale coś mi nie wyszło.
- FireFist możesz z niego zejść?- zapytała Vex lekko rozdrażnionym głosem, ale wilk był jakby w ogóle nie poruszony jej słowami dopiero po dłuższej chwili się jej posłuchał, ale z wieeeelkim ociąganiem
Wstałem, otrzepałem się i z powrotem uśmiechnąłem się od ucha do ucha
- Dzięki FireFist- wyszczerzyłem się do niego w uśmiechu a on zgromił mnie wzrokiem
- Co tu robisz?- spytał basior
- Podróżuję bez celu i poszukuję dla siebie miejsca na świecie. Wyglądacie na zgraną ekipę- powiedziałem i podszedłem do wilczycy- A pani pewnie jest głową bandy- spojrzałem jej w oczy- dobrze mówię?
- Blisko. Jestem Alphą naszej watahy Division of wolves from the sky- patrzyłem to na nią to na niego
- Jest nas więcej...- powiedział po chwili znudzonym głosem wilk, uśmiechnąłem się w zrozumieniu
- Więc Alpho, proszę o wybaczenie mojego niestosownego zachowania- wypiąłem pierś do przodu- Czy w waszej szlachetnej watasze znalazło by się miejsce dla takiego wilka jak ja? Byłbym bardzo przydatny, umiem się tarzać, skakać, biegać, turlać się i chodzić na przednich łapach- wszystko jej pokazywałem- i ciągle uczę się czegoś nowego- spojrzałem na nią i wyczekiwałem odpowiedzi

(Vex? FireFist?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz