Nazywam się Blue, urodziłem się w małej jaskini. Pierwsze co poczułem to
ciepły uścisk rodziców, no ale nie będę państwa zanudzać moim
dzieciństwem...
Odkąd skończyłem tułającą wędrówkę, moje myśli cały czas
skierowane są tylko i wyłącznie na znalezienie ukojenia w życiu. Byłem chyba w każdym zakamarku świata. Może będę miał co opowiadać wnukom? Jeśli jakieś będę miał i tak nie czuję się młodo, a mikstura nieśmiertelności to rzadkość. Dzień jak co dzień chociaż mi to nie przeszkadzało, lepiej bym się nie wypowiadał bo zaraz
jakąś wojnę przyciągnę. Ruszyłem w stronę morza, droga nie była zbyt
miła, chyba że w ogóle kierunek pomyliłem. Nagle zobaczyłem wielki klif, w takim miejscu? Potrząsnąłem głową i zacząłem się
wspinać, wody tu nigdzie nie było przez co nie mogłem sobie pomóc we
wspinaczce. Kiedy w końcu postawiłem łapy na górze, oślepił mnie
chwilowo blask słońca. Kiedy już moje oczy się przyzwyczaiły, ujrzałem
piękna łąkę, z wysoką trawą, zdawało się zaczarowane, mimo nie było widać księżyca, a tm bardziej śniegu, może znalazłem
kącik dla siebie, ale codziennie tędy wchodzić? Miłe zestarzenie się,
zaśmiałem się do siebie. Po chwili na środku zobaczyłem waderę. Kiedy się skupiłem usłyszałem, że coś nuci. Nie chciałem jej przeszkadzać więc na razie póki mnie nie widziała usiadłem i się przyglądałem oraz nasłuchiwałem.
<MavenStrings?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz