Światło. Błękitne niebo.
Chmury płynące sobie po nim tak leniwie, jakby zaraz miały stanąć i
zasnąć. Dookoła pełno dmuchawców, a ich nasiona tańczą na wietrze
igrając z grawitacją. Śpiew ptaków przyjemnie łaskoczący w uszy. Czego
chcieć więcej? A no tak, towarzystwa. Co z tego, że dookoła jest tak
pięknie, skoro od kilku miesięcy nikogo nie wdziałam? Co prawda kilka
razy mijałam jakieś watahy, ale nie czułam się tam najlepiej. I szłam
dalej. Nagle zobaczyłam w oddali czerwone światło. Ciekawe, co to może
być... Zaczęłam iść w jego kierunku, a ono rosło coraz bardziej.
Niedługo potem zorientowałam się, że to ogień. Cofnęłam się o kilka
kroków, ale od tyłu również dobiegł do mnie zapach dymu. Powoli
odwróciłam głowę i zobaczyłam tuż za mną ścianę ognia. Spróbowałam
ugasić ją wodą, ale to na nic. tylko urosła. Zaczęło do mnie docierać,
że z każdego kierunku świata otacza mnie ogień. Zbliżał się coraz
bardziej, a ja mogłam tylko się cofać albo uskakiwać. Moja zazwyczaj
biała sierść zaczynała się robić czarna. Kiedy dym zaczął mnie dusić,
poczułam, że łapy robią mi się miękkie i oczy same mi się zamknęły. Po
chwili je otworzyłam, czując pod sobą zimne liście. Ech... znowu ten
sen... Na prawdę, mogłoby mi się wreszcie coś innego przyśnić... Z
cichym westchnięciem wstałam, otrzepałam futro i zaczęłam znowu iść
przed siebie. Niedaleko usłyszałam szum wody i stwierdziłam, że jednak
trochę chce mi się pić, a napić się na zapas nie zaszkodzi. Ruszyłam w
stronę dźwięku. Zobaczyłam niewielki strumień, jednak nie było tam
pusto, jak na początku myślałam. Siedziała przy nim jakaś wilczyca...
*Cahan? XD Najwyższych lotów to to nie jest... :/*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz