Spojrzałam na basiora mrużąc oczy. Coś mi się zdaje, że z nim nie
pójdzie mi tak łatwo. No cóż, na pewien czas będę musiała znosić jego
towarzystwo... Ah, gdyby był tu Marc...
- Jaki Marc? - nieznajomy zerknął na mnie, lekko przekrzywiając łeb.
Nagle uświadomiłam sobie, że myślałam na głos. Dobrze, że u futerkowych nie widać rumieńców!
- I tak tego nie zrozumiesz. - warknęłam.
- Ależ po co ta agresja? Przecież możemy poznać się bardziej cywilizowanie i ekhem... możliwie bezkrwawo. Ja jestem Noctis.
- Lily. - westchnęłam zrezygnowana - I co cię tu przywiało? Poczekaj,
niech zgadnę... - pociągnęłam nosem, po czym gwałtownie zatkałam go
sobie łapami - Ugh. Już chyba wiem.
Na twarzy rozmówcy pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu.
- Wychodzi na to, że znowu będę musiała się przenieść.
Podeszłam pod duże omszałe deski imitujące stolik. No cóż, fakt faktem,
że wciąż nie mogę odzwyczaić się od cyrkowych wygód, jakkolwiek by one
takowych nie przypominały. Uniosłam lekko jedną deskę, po czym wyjęłam z
pod niej worek pełen kiełbasek, puszkę ciastek i trzy bukłaki wody.
- Znasz jakieś ustronne miejsce, zdala od wścibskich basiorów wtykających nosy w nie swoje sprawy?
- Radzę zauważyć, moja droga Lily, iż to ty rzuciłaś się na mnie jak
wściekła wiewiórka, nie bacząc na to, jak niektóre samce w starciu z
samicami, potrafią być niebezpieczne, a czasem wręcz... zabójcze.
Opuściłam głowę zawstydzona.
- Nie ma co, nieźle mną manipulujesz! - mruknęłam patrząc na Noctisa z wyrzutem.
- Nazwałbym to raczej lekcją pokory. Aha, jeśli szukasz miłego
mieszkanka, to ruszaj za mną! Pan 'wścibski basior' raczej nie będzie
czekał.
- Jesteś dziwny - zarzuciłam sobie tobołki na grzbiet.
- I vice versa! - odkrzyknął prowadzący mnie wilk.
<Noctis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz