Las, las, las....drzewa, drzewa, drzewa. Śnieg, śnieg, śnieg...BUM!
Coś
wpadło na mnie i odrzuciło do tyłu. Zachwiałem się, próbując ustać na
nogach. Potrząsnąłem głową, by odegnać sprzed oczu mroczki. Dopiero po
chwili zorientowałem się, że stoi przede mną wilczyca i to ona na mnie
przed chwilą wpadła. Miała czerwono- białe futro, a oczy....Nie, stop.
Miała białe futro, które pokrywała szkarłatna zakrzepła krew. Otworzyłem
szeroko oczy ze zdumienia, przerażony i jednocześnie zafascynowany tym
widokiem.
Zauważyłem, że wadera się trzęsie. Może była to oznaka długotrwałego biegu, a może strachu, nie wiem.
- Jesteś ranna?- spytałem pełen obaw. Głupie pytanie- skarciłem się w myślach. Skoro jest cała we krwi, to musi być ranna.
Zrobiła krok w tył, zupełnie jakby bała się, że coś jej zrobię. A może to złe doświadczenie z przeszłości?
-
Ej, spokojnie, nic ci nie zrobię- powiedziałem miękko. Stałem spokojnie
w miejscu, czekając na reakcję wadery. Nadal nic nie odpowiadała, więc
zadałem kolejne pytanie:
- Jak ci na imię? Ja jestem Seth.- Wyciągnąłem do niej łapę na powitanie. Z wahaniem uniosła swoją i odwzajemniła uścisk.
- Asemoni- powiedziała.- Ale nic mi nie zrobisz, prawda? Nie skrzywdzisz mnie?
Zdumiałem
się słysząc to pytanie. Czy ja wyglądam na takiego, który atakuje inne
zwierzęta? Może. Nie potrafiłem tego stwierdzić.
- Nie, oczywiście, że nie.- Uśmiechnąłem się szczerze.- Co ci się stało, czemu jesteś cała we krwi, jesteś ranna?
Miałem
ochotę obejrzeć ją całą, by sprawdzić, czy nic jej nie jest.
Powstrzymałem się jednak z uwagi na to, że mogłaby się przestraszyć tak
bezpośrednim zachowaniem.
- Nie-e...- wyjąkała.
- Powinnaś się umyć- powiedziałem.- Niedaleko jest rzeczka, mogę cię zaprowadzić.
Kiwnęła
głową, nie mówiąc ani słowa. Ruszyłem w stronę potoku, co jakiś czas
oglądając się za siebie, by nie zgubić Asemoni. Z początku zastanawiałem
się, czy nie kłamie mówiąc, że wszystko w porządku, lecz z czasem
przekonałem się, że rzeczywiście nie była ranna i nie ma powodu do obaw.
Była jedynie brudna, to wszystko. Postanowiłem, że nie będę jej
wypytywał o to, co doprowadziło ją do takiego stanu. Ja sam nie
chciałbym być wypytywany o takie rzeczy.
Po kilku minutach
marszu w ciszy dotarliśmy do rzeki. Wskazałem go łapą, a Asemoni z
wahaniem podeszła bliżej wody. Nic jednak nie powiedziała, wskoczyła do
potoku i omyła się z krwi. Chwilę jeszcze bawiła się w rzeczce,
rozchlapując wodę na boki jak małe dziecko. Uśmiechnąłem się, widząc tą
scenę.
Kiedy wyszła na brzeg, kilkoma szybkimi ruchami
strząsnęła z siebie kropelki wody. Wtedy dostrzegłem jej śliczne
dwukolorowe oczy i różowiutki nosek, który wcześniej pokryty był krwią.
- Dziękuję- wyszeptała, wpatrując się w ziemię.
- Nie ma za co- odparłem szczerze.
< Asemoni, kontynuujesz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz