Kiwnęłam tylko głową. Nie mogłam sprzeczać się z Alphą.
- Mam nadzieję, że zrozumiałaś – odparła i opuściła mnie.
Byłam z lekka załamana. Postanowiłam to wszystko sobie przemyśleć i
pospacerować. Moje myśli skupiały się tylko na tym, gdzie jest smok i
jak odzyskać skrzydła. Czułam, że to głupi pomysł, ale bez nich byłam
bezużyteczna. Nie mogłem pogodzić się z ich startą. To był mój skarb,
którego nie zdołałam ochronić.
(parę dni później)
Wracałam do jaskini, po tym, jak rozejrzałam się po terenie. Jakoś nie
czułam potrzeby latania. Nie oderwałam się od ziemi, od czasu wizyty w
piekle. Postanowiłam to zrobić. Oderwałam się od ziemi. Rozłożyłam
skrzydła. Powietrze przechodziło po nich delikatnie. Dawno nie widziałam
widoku spadającego pióra, które dotknęło by ziemi. Szybowałam lekko,
nie chcą poddać się emocją. Tęskniłam za wiatrem. Z góry dojrzałam
niczym sokół Hanę. Zaczęłam lekko zniżać lot, zataczając kręgi. Nie
musiałam machać skrzydłami, nie chciałam lecieć w górę, tylko w dół. Gdy
zbliżyłam się do ziemi, zamachnęłam się skrzydłami, podrzucając
powietrzem śnieg.
- Hej Hana, co tam porabiasz? – powiedziałam.
Nie chciałam, by zwróciła uwagę na skrzydła, po prostu chciałam ją
przeprosić za to, że wtedy tak szybko wybiegłam z jaskini. Nie lubię,
gdy ktoś mi się przygląda, dlatego ukryłam skrzydła. Teraz byłam taka,
jak wcześniej. Chociaż ten krótki lot był dosyć przyjemny…
(WhiteHeal?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz