Alpha wiedziała już o jej obecności, więc postanowiłam zaprowadzić ją do
jaskini szczeniąt. Zignorowałam jej pytanie. Jakoś nie zbyt obchodziło
mnie to, co ona sobie o mnie pomyśli. Zbyt słabo ją znałam, by jej
powiedzieć, że go kocham. Tak, kocham go. I co z tego? Mam chyba to tego
prawo. Słońce wyszło zza chmur. Jego promienie zaczęły przedzierać się
przez pióra skrzydeł. Powoli wkroczyliśmy go groty. Szczenięta były
tylko z Donovan’em.
- Hej – odparł.
- Hej – powiedziałam.
Szczenięta okrążyły Hinate. Było to dosyć śmieszne. Kilka sporych kulek,
które podskakują na widok obcej osoby. Chyba wiedziały, że jest ona
dobra. Ja nadal byłam skryta i obudziło się we mnie dawne zło. Ale nadal
zostawałam wierna watasze. Nie mogłam jej teraz opuścić. Westchnęłam.
Szczenięta wciąż podskakiwały.
- Słodziaki – powiedziała, gdy w końcu oddało się jej od nich uwolnić.
- Jesteś głodna? – spytałam.
Wadera spojrzała na mnie.
- Może trochę – powiedziała.
Wskazałam jej sarnę upolowaną przez Talona. Nigdy nie przyzwyczaję się
do tych wszystkich imion. Chyba zwariuje tu przez nie. Ale trudno.
Wadera wzięła się za jedzenie. Ja usiadłam jak zwykle przy wejściu do
jaskini.
(Hinata?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz