Szłam jak
zwykle sama, bez niczyjego towarzystwa. Dobra, niech będzie- Shukaku się liczy.
No więc szłam z 'towarzystwem' przez tak zwany Różany Cmentarz. Chciałam bowiem
zobaczyć jak on wygląda, czy faktycznie jest tak usłany różami jak mówią inni.
No i tak, owszem był tak samo piękny jak w opowieściach. 'Spowity mgłą, jest
niczym wieczna tajemnica', przytoczył jedną z wypowiedzi wędrownych Shukaku.
Tak, to był naprawdę boski widok. No i ten posąg, niczym wisienka na czubku. Wszystko
było po prostu fantastyczne i takie cudne, takie. czerwone, jak to róże. Lecz w
pewnej chwili zobaczyłam w oddali kamienną płytę. Nie była ona zwyczajna-
płaska i gładka. Co to, to nie. Pokrywały ją różne runy i rysunki rodem ze
starożytnego Egiptu. To płyta grobowa, szepnęłam. A skoro jest na powierzchni,
to znaczy, że ktoś otworzył ten grób. Przebłysk geniuszu! Z wolna ruszyłam w
kierunku celu. Im bliżej byłam, tym więcej widziałam. Kamienny krzyż, z czasem
i nawet sam sarkofag, który leżał na samym dole rowu. Tak, kiedy tam podeszłam
ziściły się moje obawy. Jakaś hiena cmentarna obrabowała miejsce pochówku.
Jednak, kiedy nachyliłam się nad dziurą, wszystkie domysły momentalnie zniknęły.
Na dnie leżała, co prawda, otwarta trumna, lecz ciało i przedmioty zostały nienaruszone.
Nie, właściwie tylko jeden przedmiot nie licząc truchła- książka. Zwykła, obita
skórą książka. Przytrzymałam się krawędzi ziemi łapami, po czym wyjęłam owy
skrypt. Postanowiłam otworzyć go dopiero, kiedy opuszczę posesję cmentarza. Nie
chciałam na siebie ściągać gniewu nieboszczyków pochowanych w tej świętej ziemi,
czy czegoś podobnego. Szybkim truchtem przekroczyłam bramę, po której wił się piękny
różany krzak.
*W lesie*
Dobrze, mam
książkę, ale co dalej? Otworzyć czy nie, zajrzeć czy przeczytać? Te pytania
dręczyły mnie przez ponad pięć godzin. Raz przeważała ciekawość, raz rozwaga. I
weź się tu człowieku zdecyduj. Shukaku jednak nie jest człowiekiem, więc
popchnął akcję do przodu. Zapanował na chwilę moim ciałem, po czym zdecydowanym
ruchem przewrócił okładkę na stronę tytułową. Ku mojemu niezadowoleniu, kartka
była pusta.
- Serio?-
spytałam nie dowierzając mojemu pechowi. Naprawdę musiałam schodzić do tej
trumny, do tego dotykając to truchło, aby wydobyć pustą książkę? Miałam ochotę
rozszarpać tą książkę na strzępy. Na szczęście, demon uspokoił mnie i moją łapą
wziął kawałek węgla leżący tuż obok mojego ogona. Naostrzył go, po czym napisał
'Nazywam się Cahan'. Czyli to chciałeś zrobić, odpowiedziałam z namysłem. Muszę
przyznać, że gdyby nie Shukaku, pewnie już dawno ten tajemniczy skrypt wylądowałby
w rzece lub na drzewie. Tymczasem, w książce, pojawiły się słowa 'To twe
ostatnie tchnienie- Grue', które zostały napisane krzywym i niewyraźnym
charakterem. Co do koloru tuszu chyba nie muszę mówić, że był on bardzo podobny
do krwi.
- O co.- nie
dokończyłam, ponieważ nagle za mną pojawiła się czarna, szponiasta ręka. 'Zniszcz
mnie, jeśli potrafisz.', szepnęła. O kurde, to chyba nie są żarty. Zerwałam się
z miejsca, po czym biegiem ruszyłam przed siebie. Dokąd ja biegnę?, spytałam
samej siebie. Musze obrać konkretny cel. Tak, i to najlepiej zaraz. Ale jaki?
Przecież gdzie nie pobiegnę będzie za mną ta kreatura z cienia.
Piekielne
Podziemia! Naprawdę jesteś aż taka tępa?
Właśnie!
Podziękowałam demonowi, po czym biegiem wyminęłam cienka brzozę wrastającą prosto
na drodze. Obejrzałam się za siebie. Tym razem nie goniła mnie ręka. Lecz stado
demonicznych psów. Przyspieszyłam tępa, ale sfora była szybsza. Siedziała mi,
dosłownie, na ogonie. No prawie, bo mój ogon to tylko kępka sierści zebrana na
końcu kręgosłupa. Dosyć tych głupstw, skarciłam się, kiedy nagle zobaczyłam
wejście do upragnionego celu. Bingo! Zrobiłam ostry zwrot w prawo, który
niestety, zakończył się trochę boleśnie, ponieważ na całej długości uda
widniała teraz wielka szrama, z której powoli sączyła się karmazynowa rzeczka
krwi. Kurde, przeklęłam. Muszę to przeboleć. Wbiegłam na drewniany most. Pod łapami
poczułam wibracje. Pewnie znowu ta sfora. Myliłam się. Teraz, był to tabun
wściekłych demonicznych koni. Ich oczy były czerwone, a z chrap leciała
strumieniem krew. Tym razem nie mogłam już przyspieszyć. Rana uniemożliwiła mi
biegu. Po paru jeszcze krokach, padłam
jak kłoda po środku mostu. Już po mnie. mówiłam w duszy. Taki będzie marny
koniec jednoogoniastego demona. A w historii nie będzie nawet o mnie wzmianki,
bo niby co bohaterskiego zrobiłam? Czym taka Cahan może się pochwalić?
Wygnaniem z rodzinnej wioski? A może byciem naczyniem dla demona? Jedyne, co
mogę zrobić, aby zostać zapamiętaną, to zniszczyć tą książkę. Zabłąkanym
wzrokiem odnalazłam skrypt, po czym końcówką nosa straciłam go prosto do lawy.
No, a teraz wyczekiwać na śmierć, pomyślałam zamykając powoli oczy. Czekałam
tak pięć, dziesięć, piętnaście minut, aż przyjdzie koniec. Jednak, kiedy tylko
uchyliłam powieki, z ulgą uznałam, że cały demoniczny tabun zniknął. Ciekawe,
westchnęłam. Chwyciłam łapami linę, aby się podnieść. Stanęłam na równych
nogach. Czyli ta księga jednak była zaklęta, rozmyślałam wracając powoli do
lasu. No dobrze, ale kim był ten cały Grue? Tego chyba nigdy się nie dowiemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz