Gdybym mogła się zapalić, jak kiedyś, chętnie bym to zrobiła. Tuszował
to, że nienawidzi smoków. Spojrzałam na niego, lodowatym spojrzeniem,
dawno nikt go nie widział. Lekko się cofnął. Bardzo mnie to zadowoliło.
-To, że ja już jestem, jest niebezpieczne... - odparłam.
-Co ty pleciesz? - odparł.
-Moja krew... Ma za mocny zapach.
Zwinęłam się w kulkę. Byłam znowu przybita. Nie chciałam już nic robić. Z
oczu znów ciekły łzy. Zamknęłam oczy. Chciałam już chyba umrzeć...
-Przestań! - krzyknął FireClaw.
Pchnął mnie łapą.
-Nie zamykaj się w sobie! - krzyknął jeszcze mocniej - Twoja obecność jest tu potrzebna! Nie ważne kim jesteś!
Nic to nie podziałało. Wciąż leżałam zwinięta, nie byłam pewna, czy chce
umrzeć. Nie obchodziło mnie to, że on krzyczy. Starał się mnie jakby
obudzić, jakby przeczuwał, że chce zabić swój organizm. Ale gdzieś w
głębi serca, nie chciałam go opuścić. Szczenięta nie dawały znaku życia.
Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na Basiora. Jakby odczuł ulgę, że
otworzyłam oczy.
-Ucisz się w końcu! - krzyknęłam wstając gwałtownie na równi z basiorem.
(FireClaw?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz