Moje ciało, niczym duch poruszało się po śniegu. Oczy były zmrużone,
jakby zamglone, pełne lodowatego spojrzenia. Do wschodu słońca jeszcze
daleko, a na świecie czuć zimno... Zimno... Czemu nie mogę zamarznąć?
Czemu moje ciało jest aż tak odporne? Czemu? Czemu ten świat jest taki, a
nie inny, czemu jestem aniołem, a nie zwykłym wilkiem? Czemu straciłam
skrzydła? Czemu straciłam pana? Czemu zostałam stworzona? Czemu to
wszystko, co mnie spotkało, jeszcze mnie nie zabiło? Jakby Moon chciała,
bym uczyła innych... Ale ja już nie dawałam rady. Położyłam się na
śniegu. Zamknęłam oczy. Wiatr igrał w mojej sierści. Za którymś razem,
doszedł z nim do mojego nosa czyjś zapach. Nie znałam tej osoby, ale
zaraz wiedziałam, że ją poznam. Wstałam, pełna nadziei. Przede mną stała
nietypowo wyglądająca wadera imieniem Death. Wpatrywała się we mnie.
Wiedziałam, że nie będzie z nią łatwo.
-Wiedzę, że niedawno dotarłaś Death? - spytałam.
Zlodowaciałam spojrzenie.
-Znamy się? - odparła jadowicie, wyczułam, że się waha i zaskoczyło ją to, że wypowiedziałam jej imię.
-Wystarczy, że znam twoje imię.
Wiatr zamieszał nam w sierściach. Nie byłam pewna, jak to się skończy, ale wiedziałam, że pora pokazać pazurki...
(Death?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz