Wilki... Z nimi zawsze delikatnie. Jak zwykle udawałam kogoś, kim nie
jestem. Jestem nikim, a z niczego, czegoś nie zrobisz. Trochę to
zagmatwane, ale taka prawda. Spojrzałam za siebie, a po chwili przed
siebie... Nie pasowało mi coś. Może w większości to, iż zachowywałam się
jak rozpieszczona księżniczka. Już nie chcę pouczeń, już chcę święty
spokój. Westchnęłam ostentacyjnie, po czym przybrałam wyraz taki, jaki
naprawdę miałam, przykryty pod tysiącami sztucznych uśmiechów i
chichotów. Dobrze wiedziałam, że w oczach nie miałam nic. Odwróciłam się
na pięcie i pomknęłam przez siebie.
- Powodzenia... - warknęłam cicho, a zaraz zniknęłam za drzewami. Z
jakiegoś powodu, udawanie opanowałam do istnej perfekcji. Mam dość.
Zaczęłam szukać wcześniejszego napisu na drzewie, ale nie mogłam go
znaleźć. Trudno. Zaczęłam biec, byle by tylko uciec od dręczonych umysł
problemów. Przystanęłam przed polaną. Z daleka już dostrzegłam las.
Drzewa miały listki ciemne, jakby smołą polane. Byłam ciekawa, czy coś
takiego znajduje się na terenach watahy. Przyjrzałam się, ale zauważyłam
tylko czyjąś sylwetkę. Ruszyłam bez cienia strachu w tamtą stronę.
Byłam przyzwyczajona do ciemności, pamiętałam tamtą.. Zadrżałam lekko,
ale nie mogłam się teraz wycofać. Weszłam do ciemnego lasu.
Las spowity był mgłą, słychać było szepty i śmiechy. Uśmiechnęłam się
szczerze do samej siebie, po czym wskoczyłam na gałąź drzewa. Usadowiłam
się na niej tak, aby było mi wygodnie i zamknęłam oczy. Otworzyłam je
chwilę później, nie panując nad własnym ciałem. Nie pragnęłam jednak nad
nim zawładnąć. Pozwoliłam nieść się tajemniczemu uczuciu. "Zimno..." -
myślałam cały czas. W oddali spostrzegłam światełko. Wolnym krokiem
ruszyłam w tamtą stronę. Ujrzałam wielkie ognisko, a wokoło niego
zbiorowisko tajemniczych osób. Jedne miały wielkie skrzydła, drugie
rogi, trzecie jeszcze coś innego. Wszystkie się wesoło śmiały. Ruszyłam
na przód. Minęłam je, zaś sama przeszłam przed ogień, który zaczął
świecić się na czarno....
Otworzyłam oczy. Byłam zszokowana - leżałam przy małym stawie. W dodatku
szczypała mnie przednia łapa. Nie patrzyłam na nią nawet, bałam się.
Jednak pytanie "czy to był sen...?" nie dawało mi spokoju. Zerknęłam na
kończynę, która była cała... poparzona? Nie przypominało mi to
poparzenia, szybciej jakąś zabrudzoną, wielką ranę. Wstałam i - choć z
trudem - poszłam dalej. Nie kulałam, wyprostowana przemierzałam łąkę.
Usłyszałam jakiś szept. Wychyliłam się zza krzaka, widząc Talona. Długo
milczałam, a dokładniej to póki mnie nie zauważył.
- O, witaj! Co tu robisz? - spytał entuzjastycznie.
- Spałam w okolicy - odparłam.
<BlackFire?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz