Z cierpliwością przysłuchiwałam się jak zawsze, ciekawej historii Hany.
Szczenięta, jakby wyczuły jej słabość, nie domagały się dalszej części,
tylko ułożyły się w kulki do snu z skupieniem przyglądając się Waderze.
Było to bardzo dziwne zachowanie. Raz patrzyły na nią, raz na siebie,
jakby rozmawiały w myślach.
-Potrzebuje ktoś z was czegoś? Ktoś głodny? - spytałam.
Cisza... Nic, tylko ta cisza i napięcie w każdym z nas zmieszane w
smutkiem i zmartwieniem. Martwiłam się tak jak i one o Hanę, nie pogodzę
się z tym, gdy odejdzie. Nie mogę uwierzyć, że już teraz znalazłam
kogoś godnego opieki. Godnego?... Można to w moim mniemaniu długo
tłumaczyć... Dla mnie ktoś godny, to wyjątkowy, potrzebujący...
-Hana, mów jakby co... - odparłam z tuszując smutek na pysku.
Mój organizm od dłuższego czasu tłumił łzy. Myślałam, że zaraz nie
wytrzymam... Stłumiłam je jeszcze przez chwilkę. Potem obróciłam łeb i
pozwoliłam ścieknąć jednej po mojej sierści.
(WhiteHeal?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz