Biegłam już na oślep, nie mogłam tego znieść. Owe "coś"biegło za śladami
mojej krwi, zaraz miało mnie dopaść, ale odbiło się jakby od tarczy...
Nie mogło przebiec dalej, zatrzymałam się i spojrzałam w te rozjarzone
ślepia i ciało pokryte moją krwią. Ciężko sapałam, a to wciąż skakało na
mnie. Z tyłu pojawił się on, jego pan. Niósł kolejną włócznie. Jedna
już tkwiła w moim boku. Osunęłam nie na ziemię, a włócznia przebiła moje
ciało na wylot. Roztrzaskane żebra dawały o sobie znać, a każdy oddech
był pokryty z niesamowitym bólem. Ale ani on, nasi potwór ani jego
włócznia, nie mogły mnie dosięgnąć. Człowiek zmrużył oczy i powiedział:
- Radzę ci umrzeć...
Odszedł, a zanim szedł ten potwór, widocznie nie zadowolony. Za sobą
usłyszałam szmer. Przechyliłam łeb i przez mgłę zauważyłam wilka, który
szedł do mnie. Pewnie mnie dobije. Moja głowa przechyliła się z powrotem
na ziemię, a oczy zaczęły się zamykać. Nie miałam nawet siły się
uleczyć, a tym bardziej przemienić. Moje skrzydła... leżały one spalone
gdzieś daleko, a tam gdzie były, widać było dokładnie usuniętą kość.
Wilk podszedł do mojego pyska.
(Ktoś dokończy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz