Człapałam po trawie, po której leniwie przesuwała się mgła. Wyglądało,
że dzisiaj będzie padać, było chłodno, obawiałam się, że zima będzie
ostra, ale mamy trójkę basiorów kontrolujących ogień. Przy okazji Hana
jest świetnym lekarzem. Postanowiłam trochę pobiegać, tak dla treningu.
Najpierw spokojnym kokiem zataczałam koło wokół kamienia, rozszerzałam
okrąg rozpraszając mgłę. Powoli przyśpieszałam, temperatura powietrza
spadała, a moja sierść przepuszczała zimno, które nieźle dawało mi się
we znaki. Mgła chłodziła mi łapy, po czym została wyrzucana z koła,
Położyłam po sobie uszy, potem przeskakiwałam nad kamieniem. Za którymś
razem, moje pazury poślizgnęły się na mokrym kamieniu i upadłam na ostry
kamień, który rozciął mi skórę na karku. Skopiłam się i wyleczyłam
zranienie. Wzięłam kamień z zęby i udałam się do najbliższego źródła,
również biegiem. Wrzuciłam go do wody, aby jak najsłabiej roznieść
zapach mojej krwi. Potem tymi samymi śladami, z nosem przy ziemi,
szukałam jej zapachu, a gdy znajdywałam, usuwałam ją i dzięki temu,
byłam spokojna. Powoli zmierzałam tu jaskini. Delikatnie i powoli oraz w
wielkim skupieniu zmierzałam do niej. Moje pazury odbijały się od jej
skalnej podłogi, ale usłyszałam podobny dźwięk, który zmierzał do
szczeniąt. Nie użyłam węchu, tylko natychmiast poleciałam do nich i
ujrzałam wilka.
-To tylko ty... - powiedziałam z ulgą w sercu.
(Ktoś chętny odpisze?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz