wtorek, 4 listopada 2014

Od Mavis

Otworzyłam oczy z głębokiego snu. Wstałam i ujrzałam nicość. Wszystko splądrowane. Zaczęłam węszyć. Wszędzie były spalone drzewa, ogromne dziury w ziemi i martwe zwierzęta. Zaczęłam się bać. Po chwili przewróciłam się o coś. Nie był to zwykły korzeń. Był to wilk a raczej syn alph. Przeraziłam się. Otworzyłam oczy i ujrzałam pełno martwych wilków. Wiele z nich nie było z watahy. Po zapoznaniu się ze szczątkami zobaczyłam ciało mojej martwej matki. Była dla mnie jedynym rodzicem. Rozpłakałam się. Wtedy zaczął padać deszcz. Krople deszczu spływały mi po policzku tak że nie było widać moich łez. Zacisnęłam zęby i zaczęłam biec przed siebie. Biegłam dość duży dystans. Po kilku metrach biegu skończył się deszcz a ja się znalazłam na pustkowiu gdzie na horyzoncie nie wiedziałam ani wody ani żadnej zwierzyny. Tułałam się tak przez kilka miesięcy może rok trudno mi było to zliczyć. Wyruszyłam z tego miejsca aby się gdzieś osiedlić. Szłam spragniona i wygłodzona przez kilka dni. Nie wytrzymywałam tego. Pragnęłam zatopić swoje kły w ciele ofiary. Mijały tak godziny, dni a nawet tygodnie a ja wciąż nie spotkałam się z kimś a nawet czymś. Tak minął mi następny rok. Wreszcie znalazłam jakieś schronienie. Była to opuszczona jaskinia. Weszłam do niej bez żadnych obaw. Położyłam się i zasnęłam. Obudził mnie hałas. Były to pioruny. Można powiedzieć że się przestraszyłam. Odwróciłam łeb w drugą stronę. Zobaczyłam tam rannego zająca który ukrywał się tam. Chciałam ukrócić mu bólu. Podeszłam i go zabiłam. Mięso było przepyszne. Po zjedzeniu zająca poszłam dalej spać. Obudziłam się po południu. Byłam wyspana i szczęśliwa. Wyszłam z jaskini żwawym krokiem. Nuciłam sobie pod nosem pieśń którą śpiewała mi mama kiedy byłam mała. Ona mnie zawsze pocieszała. Po przejściu dość długiego odcinka drogi wyczułam zapach. Ten zapach nie przypominał mi żadnej zwierzyny. Był to zapach wilka. Zaczęłam nerwowo się rozglądać. Nastroszyłam sierść, wyszczerzyłam kły i wychyliłam pazury. Byłam gotowa na walkę jednak wilk wciąż nie wychodził. Czyżby nie wiedział że jestem blisko niego? Na to wychodzi. Uspokoiłam się i zaczęłam iść za zapachem wilka. Podróż nie trwała długo ponieważ zgubiłam trop wilka. Po chwili poczułam ból. Przewaliłam się i stoczyłam z niewielkiej górki kilka metrów. Wstałam czym prędzej z ziemi. Otrzepałam się i nastroszyłam sierść. Zaczełam warczeć. W ułamku sekundy usłyszałam szelest potem zupełną ciszę. Wilk żucił się na mnie. Sturlaliśmy się tak kilka metrów walcząc. Wilk miał przewagę i to wielką. W końcu wyzwoliłam się z uścisku i stanęłam na równe łapy. Wilk także. Staliśmy na przeciwko siebie. Wilk przyglądał mi się a ja mu. Przestaliśmy warczeć na siebie jednak wciąż sobie nie ufaliśmy. Wilk zrobił kilka kroków w moją stronę. Serce waliło mi jak szalone ale nie pokazywałam mojego strachu wilkowi. Nagle wilk przemówił:
- Kim jesteś?
Nie odpowiedziałam
- Zadaje drugi i ostatni raz pytanie. Kim jesteś?!
- Raczej kim ty jesteś?!
- To ty mnie śledziłaś. JA się pytam kim jesteś i czekam na odpowiedz
Myślałam że wilk którego spotkałam był basiorem. Mała zmyłka. Jest to wadera i to dość ładna. Skłoniłam się do powiedzenia kim jestem.
- Ok powiem ale zaraz po tym jak ja powiem to ty też. Dobrze?
- Dobrze. A więc?
- Nazywam się Mavis. Teraz ty!
- Ja zwę się Alexis. Powiedz czego tu szukasz?
- Niczego. Chcę uciec od przeszłości
- Czyli podróżniczka?
- Tak jakby
- A masz jakąś watahę? Pytam bo nie wiem czego mam się spodziewać
- Co? Nie, nie mam. Zginęła. Ale czemu się pytasz?

<Alexis?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz